11.12.2010 02:52
Historia małego Reno - jedna z najpiękniejszych historii w moim życiu
Dorastałam na Pradze jako jedno z wielu dzieci „z kluczem na szyi”. Szaro
bure bloki Grochowa, gdzie mieszkałam, były jednak jednym z
najbardziej zielonych osiedli w mojej dzielnicy. Kochałam na
swój sposób to miejsce. Miało swój
„unikalny” klimat. Oprócz wielu wspaniałych
wspomnień, które zapamiętałam z dzieciństwa
Grochów kojarzył mi się także z krainą niespełnionych
marzeń i zmarnowanych talentów. Jednak nie o tym
będzie dzisiejsza opowieść.
Jednym z niewielu
magicznych miejsc w tamtejszych czasach była świetlica mieszcząca
się w zewnętrznej piwnicy mojego bloku. Dwa malutkie,
skromnie urządzone pokoje, były dla dzieci czymś naprawdę
wyjątkowym. To właśnie tam można było zagrać w piłkarzyki,
wypożyczyć skakanki, a nawet wrotki spędzając popołudnia w nieco
inny sposób, inny niż szwendanie się wśród
bloków. Być może teraz, w świecie playstation,
IPOD’ów czy Internetu może wydawać się to nieco
zabawne, jednak dla mnie jak i innych dzieciaków z
okolicznych bloków ta świetlica znaczyła naprawdę bardzo
wiele. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to miejsce stanie się
początkiem mojej życiowej przygody , która odegra wielką
rolę w moim życiu.
Któregoś dnia usłyszeliśmy
od Pań prowadzących ową świetlicę, że możemy mieć
Sponsorów. Nie wiedząc, co to słowo właściwie oznacza poszliśmy po
poradę do dorosłych, czyli do naszych rodziców. Jak się
później okazało, wystarczyło jedno nasze zdjęcie, aby
jakaś dobra dusza, gdzieś tam, po drugiej stronie oceanu
dofinansowywała nasze marzenia. W ten oto sposób ja
otrzymałam Dee - sponsorkę z USA, moja siostra rodzinę z Richmond
w USA, a przyjaciółka z góry sponsora z Japonii.
Niektóre dzieci, a w tym i ja, miały to niezwykłe
szczęście, że oprócz drobnych funduszy, a czasem nawet
większych, otrzymywały listy od swoich „zagranicznych
rodziców”. Listy od Dee zawsze wywoływały u mnie
entuzjazm. Gdy tylko usłyszałam, że przyszedł list, na mojej
twarzy pojawiał się uśmiech od ucha do ucha. A listy szły
długo... Czasami czekałam na nie nawet po kilka miesięcy. Było
jednak warto.
Ponieważ na inicjatywy społeczne w
naszym Państwie coraz częściej brakowało pieniędzy, z czasem
świetlicę zamknięto i nie było po niej śladu. Było nam strasznie
przykro, bo świadomość spędzenia czasu w świetlicy była kuszącą
alternatywą dla zabawy wśród szarych bloków.
Jedyne, co po niej pozostało, to kontakt z naszymi
sponsorami. Od tamtej pory utrzymywaliśmy go dzięki szkole
podstawowej, która tłumaczyła nasze dziecięce bazgroły na
zupełnie niezrozumiały w owym czasie język angielski. Znajomość z
Dee przerodziła się w wielką sympatię. Zaczęłam otrzymywać listy
od Brooke (córki Dee) i wkrótce stała się
„moją siostrą” z dalekiego kraju. Z czasem
dowiedziałam się, że ćwiczy balet, że ma pieski, że Dee urządziła
jej urodzinowe piżama party. Każdy list zbliżał nas do siebie.
Jedyne, co mnie zastanawiało w tej naszej korespondencji to fakt,
że z każdej koperty był wycinany ich adres, a niektóre
listy były cenzurowane. Tak, cenzurowane! Nie mogłam napisać, że
moja babcia ma domek, a właściwie jednopokojowe, zbite z desek
pomieszczenie nad pięknym jeziorem. Za każde przysłane dodatkowo
pieniądze musiałam opisać co kupiłam, chociaż niekiedy nawet nie
zdążyłam tego zrobić. To jednak nie pieniądze miały w tym
wszystkim największą wartość...
Dorastałam...
Kolejne lata sprawiały, że coraz bardziej martwiłam się o brak
adresu na kopercie, ale moje wątpliwości rozmywał kolejny list i
wiadomości od mojej przybranej rodziny. Cieszyłam się z opowieści
o szarych wiewiórkach i Święcie Dziękczynienia. Świadomość, że ktoś,
gdzieś tam z dalekiego kraju jest mi tak bliski dodawała mi
mobilizacji w moich działaniach. Zawsze myślałam, czy moja Mam ta
tutaj i ta z Ameryki, której opiszę to w liście, będą
dumne z moich poczynań. Listy przydawały się również w
złych chwilach, kiedy to traktowałam je jako odskocznię od szarej
rzeczywistości. Jakiś inny Świat, do którego kluczem są
nasze słowa spisane na kartkach papieru. Tylko mój Świat..
Cieszyłam się z niego każdego dnia.
Nie chciałabym
powiedzieć, że życie na Grochowie było złe, bo bez wątpienia
miało swój urok. Z pewnością nie można było zarzuć mu
tego, że było bezpłciowe i pomimo, że już tam nie mieszkam parę
ładnych lat, to cholernie tęsknię za tym miejscem. Miało ono
bowiem swój unikalny klimat. Tak samo jak w życiu każdego
człowieka mieszkającego gdziekolwiek indziej na świecie i tam był
czas na śmiech i radość. Wbrew pozorom, które kreował
wszechobecny alkohol i narkotyki, byliśmy na swój
sposób szczęśliwymi dzieciakami. Znaliśmy milion
sposobów, aby miło spędzić swój wolny czas.
Bawiliśmy się w krowę, policjantów i złodziei , czy
podchody, które urozmaicały nam szkolne popołudnia. Moja
Mama natomiast zatroszczyła się o to, żeby przekazać mi
odpowiednie wartości i to właśnie jej zawdzięczam wrażliwość,
którą wbrew pozorom udało mi się zachować po dziś dzień.
Pomimo, że nie miałam ojca dorastałam w szczęśliwej i kochającej
rodzinie bowiem moja Mama starała się z całych sił, aby zapewnić
mi i mojej siostrze jak najlepsze warunki. Po prostu chciała,
żebyśmy miały normalne dzieciństwo.
Czas mijał i
przyszedł ten moment, kiedy trzeba było opuścić
podstawówkę. Czas, kiedy to Dee i Brooke miały wyruszyć ze
mną w dalszy etap mojego życia. Nie przypuszczając, że po raz
kolejny w moim życiu ktoś podetnie mi skrzydła i z impetem uderzę
o ziemię, udałam się do osoby odpowiedzialnej za przekazywanie
listów z Fundacji. Prosząc o adres do nich byłam nieomalże
pewna, że po chwili zostanie mi on wydany. Zamiast tego
dowiedziałam się jednak, że… Dee i Brooke nie wyruszą ze
mną w dalszą podróż. Pamiętam tamten dzień lekko przez
mgłę. Usłyszałam, że wraz z podstawówką odbierają nam
sponsorów i już nie ja, tylko jakieś inne dziecko otrzyma
moją rodzinę. Nie wiedziałam co mam zrobić, uwierzcie nie
wiedziałam, czy mam płakać, czy odejść. Stojąc tak
zdezorientowana przez chwilę odwróciłam się na pięcie i..
dalej właściwie to już sama nie pamiętam co się działo. Byłam
przygnębiona. Kompletnie nie mogłam uwierzyć, że tak oto, w ten
sposób, moja Amerykańska Mama i Siostra odchodzą w
zapomnienie. Nie mogłam zrozumieć i nie pogodziłam się z tą
myślą. Wtedy jednak byłam całkowicie bezradna.
Lata
mijały a ja z luką w sercu szłam przez życie uzupełniając ją wspomnieniami i odkurzając co jakiś
czas listy skrzętnie ukryte w pudełeczku. W ten sposób
przez całe liceum Dee i Brooke były ze mną. Przygnębiał mnie
jedynie fakt, ze nie wiedziałam co się z nimi dzieje ani co u
nich słychać. Zastanawiałam się czy pamiętają mnie jeszcze.. a
może.. rzeczywiście mają już inne dziecko a ja do niczego nie
jestem już im potrzebna.
Po liceum podjęłam swoją
pierwszą wymarzoną, pełnoetatową pracę. Wtedy po raz pierwszy
musiałam się oswoić z Internetem, który wydawał się
wielkim, nieokiełznanym morzem. W pewnym momencie naszła mnie
myśl, że może gdzieś tam, na tym wielkim morzu znajdę wyspę, na
której będzie również Dee i Brooke. Chwilę
później nasunęło się pytanie „Jak tego
dokonać?”. Przygoda zaczęła się na nowo.
Któregoś dnia, kiedy wróciłam do domu odkopałam wszystkie koperty z mojego pudełka i zaczęłam zbierać
kolejne skrawki papieru, na których ostały się jakimś
cudem pewne dane. Dokuczliwa na co dzień sentymentalność tym
razem okazała się zbawieniem. W swoim życiu zazwyczaj chomikuje
bowiem wszystko, co jest z związane z moimi wspomnieniami. Tym
bardziej takimi, które mają dla mnie istotną wartość. W
taki oto sposób z danych na kopertach udało mi się
odczytać Imię i nazwisko Dee, pierwszy człon nazwy ulicy oraz
miasto. Między wierszami wyczytałam także stan, w jakim niegdyś
mieszkały. Spisałam to wszystko na kartce i włożyłam do portfela,
aby następnego dnia rozpocząć poszukiwania. Nie wiedziałam,
czy te informacje wystarczą, żeby je odnaleźć i czy dalej
mieszkają w tym samym mieście. Nie miałam jednak nic do
stracenia. Wyszłam z założenia, że „dopóki walczysz
jesteś zwycięzcą”. Zastanawiałam się tylko od czego
właściwie zacząć. Otworzyłam więc wyszukiwarkę i zaczęłam szukać wszystkiego co nosiło
nazwę Reno, a w szczególności lokalnych gazet czy
posterunków policji. Napisałam do jednego z
redaktorów lokalnej gazety (jak ja żałuję, że nie
zapamiętałam ani nazwy gazety ani jego imienia i nazwiska) a
także do lokalnej policji, opisując całą historię. Moją prośbą
było rzecz jasna podanie pełnego adresu do mojej Amerykańskiej
rodziny.
Całą noc zastanawiałam się czy ktoś zechce
odpisać, czy ktoś pomoże, czy odzyskam ten kontakt. W głębi ducha
cholernie mocno w to wierzyłam. Kiedy następnego dnia sprawdzając
pocztę zobaczyłam zagraniczny adres moje serce zaczęło bić
szybciej. Niepewnie otworzyłam wiadomość... Był tam
najwspanialszy prezent jaki mogłam dostać: pełny adres do Dee i
Brooke. Odłożyłam emocje na bok i zabrałam się do pracy. Czułam
się jakbym wygrała w totolotka, więc uwierzcie mi, że opanować
radość, która mi w duszy grała nie było łatwo.
Po pracy zaczęłam pisać list, który następnego dnia wysłałam pocztą. Podałam w nim swój adres
e-mail... i tak codzienny odbiór wiadomości był jak
modlitwa. Czekałam, czekałam i zastanawiałam się co będzie gdy...
otrzymam wiadomość zwrotną. Któregoś dnia pijąc kawę
wreszcie nadeszła upragniona wiadomość.. 13 listopada 2003 roku
Dee odpisała. Okazało się, że moja rodzina starała się mnie
odnaleźć, że nie chciano im podać moich danych, że .... dalej
potoczyła się lawina maili. Kamień spadł mi serca i znowu ten
uśmiech z dzieciństwa pojawił się na mojej twarzy. Nie obeszło
się bez powiadomienia mojej rodziny, najbliższych znajomych,
którym ciężko było uwierzyć, że jednak mi się udało. Ja
sama z resztą czułam się jak we śnie. Sen jednak z czasem
zamienił się w rzeczywistość i 11 sierpnia 2006 wyjechałam do USA
na spotkanie z moją Amerykańską rodziną. Moje skrzydła odrosły.
Nie obeszło się bez łez szczęścia, uścisków i nieustających rozmów. Czas spędzony z nimi
należał do jednego z największych prezentów jaki
otrzymałam od życia. Odnalazłam kawałek siebie, ukryty gdzieś tam
za oceanem i mogłam być już spokojna. Teraz co roku staram się z
całych sił, aby się z nimi spotkać i spędzić chociaż kilka dni.
Jak przywykłam mawiać „Nie mam Taty, ale mam dwie Mamy i
dwie siostry”. Dzięki nim moje życie nabrało jeszcze
większych barw. Od podróży do Stanów rozpoczęły się
także moje wszystkie eskapady w nieznane po całym świecie.
Utwierdziłam się także w moim przekonaniu, że nie ma rzeczy
niemożliwych, są tylko te niewarte zachodu.
Opowiadam Wam tą skróconą historię (wszak można by napisać
książkę) abyście uwierzyli w to, że naprawdę chcąc czegoś z
całego serca i starając się z całych sił, można urzeczywistnić
swoje marzenia. Tego Wam wszystkim właśnie życzę.
Na koniec mojej opowieści chciałabym dodać także, że owa Fundacja istnieje po dziś dzień i działa w wielu krajach na świecie. Przez wzgląd na różne, negatywne wydarzenia, niestety nie działa już w Polsce. Podaję więc link do jej oficjalnej strony bo być może również ktoś z Was chciałby przygarnąć małego kropka i odmienić jego życie. Pamiętajcie tylko o jednym... wbrew pozorom to nie pieniądze a listy odmieniają tak naprawdę życie tych dzieciaków.
Zobacz również:
To, co jest
wszystkim
Ps. Link do fotografii ręcznie zrobionego album z pierwszego spotkania z moją rodziną w USA
Komentarze : 23
ooo pięknie ... widze ze sie tu pozmienialo .... :) troche ci do poznania żmijasta brakuje :D szkoda że jest trochę zimno ... bo właśnie tam się jutro wybieram i będzie trzeba zrobić to puszką:/
"Miałaś pijacką rodzinę, gdzie na jedzenie brakowało?" - NIE
"Czy było ci wstyd iść do szkoły bo miałaś brudne dresy?" - NIE
"przestań robić z siebie poznańskiego rapera, który mówi, że nie ma kasy lansując się landkruzerem. kompleksy dziecko masz i chcesz się dowartościować!" - czy według Ciebie tak właśnie robię? nie oceniaj mnie jeżeli mnie nie znasz, a jeżeli robisz to na podstawie jednego wpisu to gratuluję podejścia do ludzi i do życia..
"gdzie mieszkałam, były jednak jednym z najbardziej zielonych osiedli w mojej dzielnicy" , "Wbrew pozorom, które kreował wszechobecny alkohol i narkotyki, byliśmy na swój sposób szczęśliwymi dzieciakami" i "moja Amerykańska Mama i Siostra" dziecko, ty jesteś chodzący kompleks! 90% z nas wychowało się w takim otoczeniu! taka jest Polska! miałaś pijacką rodzinę, gdzie na jedzenie brakowało? czy było ci wstyd iść do szkoły bo miałaś brudne dresy? to jest blok i to jest blokowisko! nie zielone osiedle i zielone z usa, przestań robić z siebie poznańskiego rapera, który mówi, że nie ma kasy lansując się landkruzerem. kompleksy dziecko masz i chcesz się dowartościować!
Dziecko widziało prawdziwe blokowisko. Aby jednak nikogo więcej ów określenie nie raziło w oczy zamieniłam je po prostu na blok.
czy ty kiedyś dziecko widziałaś prawdziwe blokowisko?
super, przeżyłem coś bardzo podobnego. Niesamowite jest uczucie kiedy dochodzi do spotkania po latach znajomości korespondencyjnej. Super wpis!
Dzięki Krzysztof :) Żeby tylko Ci się czasem nie przejadło. Przy okazji nadchodzącego Nowego Roku życzę Tobie udanego wyjazdu do Tunezji. Jak już wspomniałam przy wpisie "Jak pokochałam Saharę" - "Tunezja to przepiękny kraj, pełen kolorów, zapachów, smaków ... Aby jednak móc go bliżej poznać trzeba tylko uciec jak najdalej od miejscowości turystycznych, w których ten wyraz coraz bardziej zaczyna zakłócać wdzierająca się tam wraz z tłumem turystów komercja. Po prostu trzeba znaleźć swoją drogę, tak samo jak kot, który chodzi własnymi ścieżkami." Życzę naprawdę udanego wypadu. Ciekawa jestem Twoich osobistych wrażeń i spostrzeżeń z tej wyprawy.
wyglądasz na bardzo młodą osobę ale czasy dzieciństwa o których piszesz są dokładnie takimi jakie ja pamiętam - a podejrzewam że jestem o woele starszy od Ciebie. Historia niesamowita, cudowna a wręcz magiczna. To pierwszy Twój blog który przeczytałem, z motocyklowego powodu głównie, ale zaraz zabieram sie do nastepnego. Może je wydrukuje i zabiore do Tunezji w styczniu - na motocyklu oczywiście. Pozdro. Krzysztof
Ale niesamowita historia!!! Czytałam z zapartym tchem!!! :)
To ja dziękuję Wam za to, że jesteście i mogę tą opowieść przekazać dalej :)
Dziękuję za ten wpis. Pozdrawiam :)
Świetny tekst :) Jakby nie patrzeć, ujmę to osiedle i jego klimat - każdy tak ma. Jak to tytuł o.s.t.r.ego mówi - to pozostaje we krwi :)
Hmmm... wiedziałem, że łaczy nas nie tylko Praga i miłość do motocykli :) W moim przypadku jednak określenie "dziecko z kluczem na szyi" miało o wiele mocniejszy wydźwięk, ale o tym kiedyś... Zaraz świta zatem kładę się spać, dobranoc ;)
róża która wyrosła z betonu. ładne pzdr 222
Jeżeli o książce mowa mam jeszcze za dużo marzeń do spełnienia, miejsc do odkrycia i zobaczenia, żeby zabrać się za nią już teraz. Być może, kiedy będę bujać się z moją siwą czupryną na drewnianym fotelu na werandzie mojego małego domku, przyjdzie czas, aby przelać na papier wszystkie moje życiowe doświadczenia. Nie wiem tylko czy wtedy owa książka nie będzie zbyt długa... :)
Dziękuję za wszystkie ciepłe komentarze :)
Od takiej prostej rzeczy zaczęła się cała twoja historia, podróże, odkrywanie świata ;)
Coś pięknego. Może książka to nie taki zły pomysł ?
Wzruszyłam się totalnie czytając Twój wpis. Marzenia się spełniają trzeba tylko uparcie dążyć do celu. W ten sposób na moim warszawskim blokowisku zamieszkał dziś mój najpiękniejszy na świecie niebieski endurak :) Pozdrawiam :)
Przepiekna historia. Moznaby z tego napisac ksiazke albo nakrecic film:)Gdybys nie skladowala starych listow, mozliwe, ze odszukanie Dee nie byloby takie "proste". Pzdr Madzia
Wpis dobry i fajnie się go czyta :)
P.S. Teraz już wiem skąd cię znam :P Byłaś na kilku filmikach od idzi11 ;) Pozdrawiam
Czasem czytając pewne wpisy i komentarze facetów, zastanawiam się czy piszą je faceci z jajami czy bez :P Jeszcze brakuje, żeby jakiś facet napisał, że to było słodkie...
A wpis super. Bardzo fajna historia. Bardzo miło się czyta, i szczerze mówiąc zazdroszczę.
Piękny, wzruszający wpis! Nic dodać, nic ująć. Myślę, że każdy, gdzieś tam w głębi siebie też ma jakieś wspomnienia z dzieciństwa i niespełnione marzenia, które być może kiedyś się spełnią? Masz rację, chcieć i wierzyć oraz dążyć do celu, a na pewno się spełni! PS. Dzięki za ten wpis, jakoś tak milej mi teraz. ;) Pozdrawiam! ;)
Archiwum
- kwiecień 2014
- wrzesień 2012
- sierpień 2012
- czerwiec 2012
- kwiecień 2012
- luty 2012
- grudzień 2011
- wrzesień 2011
- lipiec 2011
- kwiecień 2011
- marzec 2011
- luty 2011
- styczeń 2011
- grudzień 2010
- listopad 2010
- październik 2010
- wrzesień 2010
- sierpień 2010
- lipiec 2010
- czerwiec 2010
- maj 2010
- kwiecień 2010
- grudzień 2009
- listopad 2009
- październik 2009
- wrzesień 2009
- sierpień 2009
- lipiec 2009
- czerwiec 2009
- styczeń 2009
- grudzień 2008
- listopad 2008
- październik 2008
- wrzesień 2008
- sierpień 2008
- lipiec 2008
- czerwiec 2008
- maj 2008
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (76)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)