19.06.2010 19:56
Yamaha WR250R na pierwszy motocykl, czyli koza na tapecie
Pierwsze starcie z terenem
Tuż przed odbiorem GS’a postanowiłam zapisać się na kurs doszkalający z jazdy. Na jednych z ostatnich zajęć okazało się jednak, że najzwyczajniej w świecie zabrakło motocykli szosowych do jazdy (widać przybywa nas z roku na rok coraz więcej bowiem ponad pięć sztuk dziarsko walczyło na placu bądź też na mieście). Musiałam poczekać na swoją kolej około 30 minut, które postanowiłam przeznaczyć na rozmowy z instruktorami. Nie minęło dziesięć minut, kiedy pod moje nogi zajechał KTM EXC250 i dla jaj (tak mi się przynajmniej wtedy wydawało) jeden z instruktorów powiedział: „Żmijka wsiądź na niego to zobaczymy czy dosięgasz nogami do ziemi” Gdy tylko to uczyniłam Marcel rzekł z przekonaniem: „Nooo całkiem dobrze. To szykuj się. Dzisiaj jeździsz endurakiem.” Spojrzałam na niego wytrzeszczonymi oczami i jedynym, co udało mi się w tym przerażeniu z siebie wydusić było: „ Wy chyba chcecie mnie zabić. Ja nigdzie nie jadę.” Zeszłam z motocykla i stanęłam z założonymi pod pachy rękoma powtarzając jeszcze kilkukrotnie:” Wy nie jesteście normalni. Wy naprawdę chcecie mnie zabić. To jest przecież wielkie, niepokorne, nigdy takim czymś nie jeździłam. Ja poczekam te pół godziny. Ja nigdzie tym nie pojadę. To jest jakieś nieporozumienie. Ja nie jestem gotowa” Litości jednak się nie doczekałam i po krótkim monologu, który uskuteczniałam z naburmuszeniem usłyszałam jedynie: „ Ty nie jesteś tutaj od gadania tylko od jeżdżenia.”
No i się zaczęło. Wkurzona wsiadłam na to coś, co w danym momencie wydawało mi się niepokorną, wielką, przerażającą bestią i zaczęłam spacerować po asfalcie. Po dwóch kółkach doszedł mnie głos z daleka „Za pięć minut jedziesz w teren”. Pomyślałam sobie „Co kur.. ! O terenie przecież nie było mowy. Oni naprawdę są niespełna rozumu”, jednak w teren pojechałam. Tak właśnie zaczęła się moja przygoda z offroadem. Po godzinie jazd, przepoceniu wszystkiego co miałam na sobie, a przede wszystkim zaciętej walce z własnymi lękami, zakończyłam swój pierwszy w życiu „trening” z wielkim bananem na ustach i pytaniem „Kiedy następny trening?”
Wtedy też po raz pierwszy pomyślałam, że może po kilku miesiącach treningów na czyimś sprzęcie warto by było zainwestować w enduraka. Byłby z pewnością wiernym kompanem w ćwiczeniu techniki jazdy, a przede wszystkim w zabawie. Plan ten jednak był bardzo odległy bowiem moim pragnieniem było wcześniej już wspomniane BMW F650GS, które jak już mogliście przeczytać wcześniej udzieliło mi małej lekcji pokory.
Na kogo padnie na tego bęc, czyli problem z wyborem pierwszego motocykla
Przez kilka kolejnych dni po oddaniu GSa siedziałam zastanawiając się, czego mi właściwie potrzeba do szczęścia. Czas uciekał, a ja wciąż nie wiedziałam co do jasnej cholery mam wybrać na pierwszy motocykl, aby po pierwsze, nauczyć się jeździć, a po drugie zminimalizować (i tak już duże) ryzyko uszkodzenia siebie samej jak i sprzętu. Z klasy motocykli o pojemności 250 ccm w moich rozważaniach pojawiła się pierwotnie Honda VTR250 i Kawasaki Ninja 250. Niestety ani jeden, ani drugi motocykl nie przypadł mi jednak do gustu. Sport wydawał się mało funkcjonalnym pojazdem do miasta (przynajmniej w moim subiektywnym odczuciu) a VTR’ka była równie goła co WRka, a przy tym brakowało jej nieco charakteru. Jednym słowem stanęłam w kropce. Kolejny trening w terenie coraz bardziej przybliżał mnie do myśli o ociosanej praktycznie ze wszystkiego kozie. Główne powody takiego stanu rzeczy były w zasadzie trzy: chciałam wybrać na początek małą pojemność, WR250R mogłam jeździć zarówno w mieście jak i w terenie (chociaż w przypadku Rki to z tym terenem ostrożnie), no i rzecz jasna nie było innych kandydatów. Wydawało się zatem, że decyzja właściwie zapadła.
Kiedy dosiadłam kozy
Pamiętam dzień kiedy odebrałam kozę z salonu. Nie mogłam skoncentrować się właściwie na niczym poza faktem iż mam odebrać swój pierwszy w życiu motocykl. Chciałam go mieć już, teraz, natychmiast, na wczoraj. Tuz przed pierwszą przejażdżką stanęłam obok kozy i gładząc ją po jej twardym grzbiecie powiedziałam cichutko „Jakoś się dogadamy, zobaczysz”. Kiedy wcisnęłam starter usłyszałam jej markotne mruczenie, a właściwie przebąkiwanie od niechcenia pod nosem. W tym samym momencie na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech, a w oczach pojawiły iskierki. Na motocykl wsiadłam właściwie jak na konia. WRka nie należy bowiem do najniższych sprzętów w swojej klasie i do ziemi dosięgam odrobinę więcej aniżeli czubkami palców. Już po chwili nóżka była złożona, jedynka wbita i odjechałyśmy z kozą w siną dal.
W trakcie pierwszej przejażdżki WRka dosyć wyraźnie
uzmysławiała mi popełniane przeze mnie nagminnie błędy. Właśnie
ten fakt doceniłam w tym motocyklu już na samym początku
najbardziej. Za sprawą krótkich przełożeń, wbijanie
kolejnych biegów musi następować tutaj bardzo sprawnie i
dosyć szybko. Początkowo szachowanie nimi jest dosyć męczące,
jednak wraz z zaprzyjaźnieniem się ze skrzynią biegów
zaczyna być niejako naturalne, chociaż wciąż odczuwalne (w
szczególności w trakcie jazdy po mieście). Jazda na
pierwszym i drugim biegu uczy wprawnej obsługi sprzęgła i
rolgazu. Złe traktowanie WRy na niskich obrotach kończy się
gwałtownym przypomnieniem właścicielowi, że tak to jechać nie
będziemy. Przy złej obsłudze, szarpanie i warczenie to znaki
charakterystyczne WRki, a nieumiejętna redukcja biegów
przy zbyt wysokich obrotach potrafi wprawić ją w lekkie
osłupienie. Wrażenie dzikości tego sprzętu przy dohamowaniach
można zminimalizować przy zastosowaniu przegazówki,
która z pewnością usprawnia jazdę tym sprzętem. Tak czy
inaczej WRkę prowadzi się właściwie jak rower. Jest lekka (128
kg) a jej szczupłe gabaryty z pewnością ułatwiają manewrowanie
nią początkującym kierowcom . Jeżeli już o nich mowa, to dla
niektórych, problematyczna może się wydawać jej wysokość.
W moim jednak przypadku wszelkie parkingowe manewry odbywają się
po prostu obok motocykla, a na plus przemawia tutaj niska waga
tego sprzętu. Nie przypisując jednak WRce na stałe łatki narwanej
kozy, po raz kolejny zaznaczam, że jej buńczuczne zachowania
wynikają w głównej mierze z braku umiejętności kierowcy
(jak zazwyczaj w 99%), a nie zaś samego motocykla. Kiedy już
przebrnie się przez pierwsze dni zapoznawcze, jazda z kozą
zaczyna sprawiać coraz to więcej radości.
Dokąd z WR250R?
W przypadku motocykla turystycznego powiedziałabym, że dokąd Ciebie wzrok poniesie. W przypadku enduraka jest jednak nieco inaczej. To nie jest motocykl do pokonywania jednorazowo bardzo dalekich tras. Nie do tego został stworzony. Po przejechaniu jednego dnia 300 km po asfalcie wąskie i twarde siedzenie zaczęło lekko dawać się we znaki, a w rękach zaczęłam odczuwać lekkie mrowienie od wibracji kierownicy. Powyżej 120 km/h opory powietrza stawały się na tyle duże, że jazdę nią ciężko było nazwać przyjemną. Uważam to jednak za jeden z aspektów przemawiających za kupnem tego motocykla przez początkujących kierowców. Po prostu WRka nakłada na użytkownika naturalną blokadę prędkości, zatem nawet jeżeli jego właścicielowi wysiądą bezpieczniki ,motocykl nie pozwoli pojechać mu szybciej. Największą zaletą tego jednośladu jest jednak fakt, że można pojechać z nią po asfalcie, a gdy przyjdzie na to ochota zboczyć nieco z trasy i zgubić się gdzieś na szutrowych ścieżkach. Podróż wśród pól, w otoczeniu lasów, po lekko wyboistych ścieżkach jest niemniej przyjemna niż po utwardzonej nawierzchni. Każdy, kto choć trochę lubi szwędać się z dala od miejskiego zgiełku, z pewnością doceni zalety motocykla typu enduro. Koza jest z pewnością świetnym kompanem na weekend w Bieszczadach, na Mazurach czy wypad nad Zegrze. Treningowo można ją również zabrać na tor offroadowy. Prosta budowa tego sprzętu pozwala na szybki demontaż lusterek, tylnej rejestracji czy podnóżków pasażera. Jedyne co spędza mi nieco sen z powiek to brak kopniaka, który czasami ratuje użytkownika, kiedy rozrusznik odmawia posłuszeństwa. Tutaj jednak jesteśmy zdani na niezawodność sprzętu albo telefon do przyjaciela. Pomimo wspomnianej uprzednio konieczności częstej zmiany biegów jest to również bardzo dobry sprzęt do przemieszczania się w mieście (o ile komuś nie przeszkadza pozycja na enduro i jazda na desce). Szczupła budowa tej Yamaszki pozwala sprawnie przemieszczać się między samochodami a wysokie rozmieszczenie lusterek ułatwia manewrowanie między sznurem stojących w korku aut. Wysokie zawieszenie, a co za tym idzie zajmowana wyżej, niż w przypadku innych sprzętów, pozycja na motocyklu zwiększa także pole widoczności. Mały problem z wysokością zawieszenia może pojawić się dopiero w przypadku natrafienia na muldy. Jedynym ratunkiem wtedy zdaje się być delikatne przerzucenie części ciężaru ciała na jedną ze stron. Niemniej jednak WRka poza kilkoma aspektami jest bardzo przyjaznym i wyrozumiałym sprzętem, który w dodatku daje dużo funu.
Krótko, ale konkretnie
Jazda kozą może dać wiele przyjemności jej użytkownikowi . Aby jednak tak się stało, trzeba być w pełni świadomym swojego wyboru, a przede wszystkim właściwości tego sprzętu. Z resztą, jak chyba w przypadku każdego motocykla. Dla mnie osobiście WRka jest bardzo dobrym nauczycielem, a przy tym może dać bardzo dużo radości nie tylko z jazdy w mieście, ale również w trakcie spacerów po bezdrożach. WRką jeździ się po prostu krótko, ale konkretnie.
ZOBACZ RÓWNIEŻ:
Galeria zdjęć z
ostatniego spaceru z kozą nad Wisłą
Test Yamahy WR250R na
Ścigacz.pl
Od autorki: Bardzo proszę o pewną dozę
wyrozumiałości w kwestii ewentualnych potknięć w przedstawionym
przeze mnie opisie WRki. Jest on tworem początkującego kierowcy,
który stawia swoje pierwsze kroki w jeździe motocyklem.
Komentarze : 11
aktualnie to bardzo "nie" tania zabawka, drobne 29900pln wg cennika uhma bike
Dzięki Morowiec :) Jeżeli chodzi o jazdę w terenie to niestety w tym roku nie miałam na nią czasu. Większość weekendów spędzam bowiem na imprezach motocyklowych. W tygodniu zazwyczaj wychodzę z biura na tyle późno, że jazda po jakimkolwiek lesie byłaby dosyć ryzykowna :) Jeżeli chodzi o nieco dłuższe trasy to i koza ma za sobą ponad 1000 km wyprawę w Beskidy http://zmija.riderblog.pl/Motocyklem_w_Beskidy_czyli_potrzeba_podrozy,b843.html
Obejrzałam filmik z Waszej podróży. Super sprawa! Te widoki, szutry, rzeczki... tego mi troszkę brakuje (pomimo braku techniki jazdy w terenie) :) Tutaj jednak pojawia się mały konflikt interesów. Otóż ja naprawdę lubię jeździć sama, a przy jeździe po bezdrożach przydałby się kompan w podróży. No cóż...
Ps. Czy na swojej Hondzie miałeś założone typowe terenówki?
2Ps. Przyszły sezon to zapewne już zmiana motocykla chociaż z wielką chęcią zatrzymałabym i kozę przy sobie....
Świetny opis! Zmienił bym tylko jedną rzecz. Wr'ka naprawdę dobrze daje sobie radę w terenie, kwestia oczywiście zmiany opon i regulacji zawieszenia. Wtedy przypomina sobie nieco że pochodzi z wyczynowej rodziny:
http://bikepics.com/members/morowiec/08wr/
Jakbys potrzebowała jakiś info to pisz śmiało!
Co do wypraw enduro. Mam też XR650L, która ma nieco lepsze siedzenie i daje rade nią naprawdę ostro pojeździć. W kwietniu 2010 zrobiłem trasę na Węgry, ponad 1100km w 3 dni. Film tutaj:
http://www.youtube.com/watch?v=CVAVn4crmrw
Derbixxx O ile mnie pamięć nie myli mam 170 cm :) Wysoki sprzęt motywuje mnie tylko do pracy nad właściwym zachowaniem równowagi :)
Żmija, ile masz wzrostu?? Jak palcami obu stóp dostajesz to i tak bardzo dobrze :)
Wczoraj byłem ze swoim moto na pierwszym przegladzie , stala w salonie taka wr'ka jak Twoja. Pomyslalem, ze sprawie sobie taka zabawke .Kawał z niej maszyny. pozdrawiam
Bartku spokojnie :) Najpierw chcę się wjeździć w ten sprzęt. Poszwędać się po mieście i jego okolicach, ale również w terenie. Co będzie dalej, zobaczymy. Docelowo marzą mi się jednak dalekie podróże, co oczywiście nie jest jednoznaczne z rezygnacją z offroadu. Gdyby tylko czasu było nieco więcej.... :)))))) Nie ma jednak co narzekać, jeżeli się naprawdę czegoś bardzo chce to można dokonać prawie wszystkiego.
gratuluje udanego wyboru:)
TAK TAK tędy droga :P jeszcze tylko koła supermoto do niej i jesteś SUPERMOTOROWA Dziewczyna
Cilcur wydaje mi się, że wielu początkujących kierowców po prostu nie daje sobie szansy na znalezienie "właściwego" motocykla dla siebie. Na kursach, w większości przypadków, jeździ się wyłącznie na YBR'kach albo VTR'kach. Miałam to szczęście, że dane mi było obcować z różnymi motocyklami już na początku swojej przygody z jednośladami. Myślę, że całkiem sporo osób czerpie opinie z najbliższego otoczenia uprzedzając się do innych wyborów na pierwsze moto. Wiele osób było zdziwionych moim wyborem. Wielokrotnie słyszałam opinie pt. "Myślałam/-em, że wybierzesz sporta" (niby na jakiej podstawie?). Tak czy inaczej bardzo dużo zawdzięczam również instruktorom, dzięki którym przełamałam swoje lęki. Także, a może nawet przede wszystkim w kwestii enduro :) Ps. Na turystyka także poluję :) Mam nadzieję, że w przyszłym roku dojrzeję do GS'a i wyruszymy razem w daleeeekie podróże w nieznane. 2Ps. Tobie również życzę wiele radości z podróży ze swoją krówką :)
Wielki szacunek Żmija dla ciebie, mało jest takich dziewczyn (kobiet) jak ty, mało która zdecydowałaby się na jazdę enduro, większość od razu narzeka że motocykl jest za wysoki nawet przy sprzęcie typowo drogowym, szczerze mówiąc zazdroszczę, sam bym chciał kiedyś poszaleć motocyklem po bezdrożach lecz wybór padł na turystyka... cóż może kiedyś będzie mi dane, szerokości i powodzenia ;-)
Archiwum
- kwiecień 2014
- wrzesień 2012
- sierpień 2012
- czerwiec 2012
- kwiecień 2012
- luty 2012
- grudzień 2011
- wrzesień 2011
- lipiec 2011
- kwiecień 2011
- marzec 2011
- luty 2011
- styczeń 2011
- grudzień 2010
- listopad 2010
- październik 2010
- wrzesień 2010
- sierpień 2010
- lipiec 2010
- czerwiec 2010
- maj 2010
- kwiecień 2010
- grudzień 2009
- listopad 2009
- październik 2009
- wrzesień 2009
- sierpień 2009
- lipiec 2009
- czerwiec 2009
- styczeń 2009
- grudzień 2008
- listopad 2008
- październik 2008
- wrzesień 2008
- sierpień 2008
- lipiec 2008
- czerwiec 2008
- maj 2008
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (76)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)