03.09.2010 00:14
W poszukiwaniu siebie
W końcu poddałam się się i z lekkim westchnięciem wstałam z łóżka. Powolnym krokiem poczłapałam w kierunku kuchni wstawić wodę na kawę, której w ostatnim czasie piję aż za nadto. Pomysł jak zawsze jeden i ten sam, pojeździć na motocyklu i przenieść się w nieco inną rzeczywistość. Z lekkim zniechęceniem wyciągnęłam z szafy podpinki , których brak najbardziej odczułam w trakcie ostatniej wypr awy w Beskidy. Popijając kawę zaczęłam układać nasz wieczorny plan szwendania się tu i ówdzie. W ramach „dnia dziecka” kozy postanowiłam zabrać ją na myjnię. Po ostatniej, ponad 1000 kilometrowej trasie, była niemiłosiernie umorusana. Leniwie spojrzałam na zegarek i jeszcze bardziej leniwie na stos naczyń czekających na zmycie, przyznając sobie w myślach stosowną reprymendę.
Za oknem wiał silny wiatr.
Patrząc na lekko uginające się drzewa, przypomniała mi się sytuacja z drogi na
Tarnów. Kiedy zjeżdżałyśmy z kozą ze wzniesień na długie i
kręte odcinki położone tuż przy pustych polach , boczny wiatr
targał nami we wszystkie możliwe kierunki. Jadąc wężykiem
prosiłam w myślach, żeby wreszcie przestało nami tarmosić, bo
momentami robiło się wręcz niebezpiecznie. Tracąc kolejne 5 minut
na dopicie kawy wyciągnęłam z szafy plecak, który wraz z
aparatem fotograficznym miał stać się moim dzisiejszym kompanem w
trakcie wieczornej przejażdżki. Jakby ciężaru było mało do
plecaka wrzuciłam również płyn czyszczący do motocykla.
Jak praktyka wielokrotnie pokazała, zwykła piana jaką serwują
samoobsługowe myjnie, najczęściej nie zdaje egzaminu. Przy
okazji, w plecaku wylądował również stos zupełnie zbędnych
rzeczy. Oczywiście z jakże szlachetną ideą „tak na wszelki
wypadek, przecież może się przydać”. Tuż przed wyjściem,
buszując po szafie, urządziłam jeszcze mały meksyk w sypialni,
spryskałam włosy kilkoma kroplami perfum i w zasadzie mogłyśmy
ruszać w drogę.
Na zewnątrz
przywitało nas niebo pokryte ciemnymi chmurami i zimne powietrze,
które z latem nie miało już nic wspólnego. Przez
moment pomyślałam sobie, że oto nieubłaganie nadchodzi Pani
Jesień w całej swojej krasie, jednakże szybko odsunęłam tą myśl
na drugi plan. Wcale nie miałam ochoty się nad tym rozwodzić. No
to jazda…
W drodze na myjnie zahaczyłyśmy o
Pana zegarmistrza urzędującego w jednym z praskich
supermarketów. Z wymianą baterii w immobilaizerze
zwlekałam na tyle długo, że dzisiaj ostatecznie postanowił
odmówić współpracy. Stojące tuż obok wystawy
sklepowe zdawały się krzyczeć wręcz na odległość
„Pozwól sobie na piękno”. Czasami przeraża
mnie to, że coraz częściej piękno wewnętrzne, które nosimy
w sobie przegrywa i ginie wśród krzyku plastikowych
manekinów. Supermarket
opuściłam czym prędzej. Chcąc jak najszybciej zostawić za sobą
ten cały pozorny blichtr i blask, pojechałam wraz z kozą w nieco
spokojniejsze zakątki miasta. W trakcie jazdy wypatrzyłam idealne
miejsce na zdjęcie. W oczach automatycznie pojawił się właściwy
kadr. Ustawiłam kozę na białym żwirku i chwyciłam do ręki aparat.
Po chwili dostrzegłam na wyświetlaczu brak karty pamięci.
„Niech to szlag” pomyślałam. „Jak zwykle
musiałam czegoś zapomnieć. Rano portfela, dzisiaj karty. Heh.. W
zasadzie to przecież nic nowego”. Chwilę później
popsułam moją wymarzoną kompozycję, zapakowałam wszystkie graty z
powrotem do plecaka i pojechałam w kierunku domu…
Rzecz jasna po kartę do aparatu. Tak szybko się nie poddaję.
Powróciłyśmy z kozą w plener w zasadzie w mgnieniu
oka. W międzyczasie jednak zmęczenie
całym dniem zaczęło dawać się mocno we znaki, a mój
żołądek był bliski przyklejenia się do pleców. Po kilku
strzałach z migawki postanowiłam się ewakuować i pojechałyśmy z
WRką upolować coś do jedzenia. Nie ma nic gorszego niż położyć
się z pustym brzuchem spać. Bezsenność murowana.
Kiedy wróciłam z tej naszej wieczornej przejażdżki do
domu (oczywiście z odpowiednim ekwipunkiem żywieniowym) nie
mogłam pozbierać swoich myśli. Przez ostatni czas działo się w
moim życiu bowiem tak dużo, że kiedy przyszło zwolnić tempo i
zmniejszyć obroty to właściwie nie wiedziałam od czego zacząć..
Zaczęłam więc od posłuchania tego, co chciało mi powiedzieć moje
serce. Czasami odnoszę wrażenie, że je jako ostatnie dopuszczamy
do głosu...
Komentarze : 14
Julia: Naprawdę ważne są: miłość do człowieka, rodzina, zdrowie i przyjaźń.
Ania: Jeszcze dzisiaj pojawi się nowy wpis :)
Moto-man: W wynajmowanym przeze mnie mieszkaniu znajduje się doprawdy malutka kuchenka, zatem o zmywarce nie ma mowy. Na szczęście ze stosem naczyń już się uporałam :) Jeżeli chodzi o motocykl, to na przyszły sezon mam już pewien plan związany z "dalekosiężną" turystyką, której na dłuższą metę na kozie po prostu uskuteczniać się nie da.
Dawidzie: bardzo dziękuję za uwagę! Mam nadzieję, że przytoczony fragment udało mi się stosownie poprawić.
Mimi i Julia wyprzedziłyście swoimi rozważaniami mój kolejny wpis. Pozwolę sobie zatem przytoczyć jego zakończenie "Im dłużej stąpam po tej Ziemi tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że jedną z ważniejszych, jak nie najważniejszą wartością w naszym życiu są poznani ludzie i to, co do naszego życia wnoszą."
mimi - a co jest Twoim zdaniem naprawdę ważne? W czym radości codzienności mają przeszkodzić?
...bywa, że w wieku 40 lat budzimy się z miłości do pracy, zabawy, motocykli i żałujemy, że zabrakło miejsca na to, co jest naprawdę ważne, że nie posłuchaliśy serca w odpowiednim czasie. Życzę, żeby Tobie się to nie przytrafiło.
Zachęcony apelem o uwagi poważam się na następującą: błagam o racjonalne korzystanie z imiesłowu przysłówkowego. "Zjeżdżając ze wzniesień na długie i kręte odcinki położone tuż przy pustych polach , boczny wiatr targał nami we wszystkie możliwe kierunki." Kto zjeżdżał - wiatr, czy Ty? Młodzież patrzy, czyta i ona się uczy. Pamiętasz panią od polskiego i zdanie "Idąc do pracy, padał deszcz"? Więcej smęceń nie będzie. Nocne wyjazdy z aparatem to wielka przygoda. Pozdrawiam.
Przeczytałem z zapartym tchem dwa ostatnie wpisy i z niecierpliwościa czekam na kolejne.
W tym jak i poprzednich wpisach narzekałaś na stosy naczyń, a nie masz może miejsca na zmywarkę ? : D
Co do kozy - z tego co pamiętam kupiłaś ją, bo krowa (czy jak jej tam leciało) okazała się za mocna. Zamierzasz kiedykolwiek ją zmieniac ?
Żmija, tekst jak zwykle zachwycający. Z każdym przeczytanym z niecierpliwością czekam na kolejny, czuję ciągły niedosyt :) Pozdrawiam gorąco.
Ja się jeszcze nie martwię. Na zimę mam asa w rękawie w postaci Giggla na zimówkach :D W tym roku przerwa w jeżdżeniu wyniosła zaledwie 1,5 miesiąca. Dopóki nie będzie lodu na ulicach to będzie dobrze. Niemniej jednak deszcz działa na mnie niczym narkoza zatem przez ostatni czas nieomalże każdego dnia musiałam walczyć ze snem. Dziękuję wszystkim za opinię. Gdyby jednak pojawiły się jakiekolwiek uwagi do wpisów dawajcie znać śmiało :)
Spokojnie, sezon sie jeszcze nie konczy ;) podpinki, ocieplane rekawice i mozna jezdzic dopoki nie ma sniegu i lodu na ulicach :)
Twoje wpisy to sobie tak mogę czytać i czytać... Extra! Zdjęcia jak zwykle świetne! :) Pozdrawiam! M.
Widzę, że jesienna melancholia dopadła chyba już wszystkich. Gotta keep her at bay ;]
Zdjęcie klimatyczne. Wpis konkretny i nastrajający. A ten motocykl - przeglądając Twoje zdjęcia - po prostu do Ciebie pasuje.
Podziwiam i pozdrawiam.
Archiwum
- kwiecień 2014
- wrzesień 2012
- sierpień 2012
- czerwiec 2012
- kwiecień 2012
- luty 2012
- grudzień 2011
- wrzesień 2011
- lipiec 2011
- kwiecień 2011
- marzec 2011
- luty 2011
- styczeń 2011
- grudzień 2010
- listopad 2010
- październik 2010
- wrzesień 2010
- sierpień 2010
- lipiec 2010
- czerwiec 2010
- maj 2010
- kwiecień 2010
- grudzień 2009
- listopad 2009
- październik 2009
- wrzesień 2009
- sierpień 2009
- lipiec 2009
- czerwiec 2009
- styczeń 2009
- grudzień 2008
- listopad 2008
- październik 2008
- wrzesień 2008
- sierpień 2008
- lipiec 2008
- czerwiec 2008
- maj 2008
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (76)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)