25.09.2010 01:32
Pierwszy foch kozy i powrót żółtej maszkary
Tego dnia byłam nad wyraz uprzejma dla WRki. Tuż po południu zabrałam kozę na myjnię, aby w pełnej krasie mogła zaprezentować się w trakcie sesji zdjęciowej. W międzyczasie zajrzałyśmy jeszcze w odwiedziny do jednego z warszawskich dealerów BMW i to być może stało się kością niezgody.
Dzisiaj się gniewamy
Być może to
sprytne stworzenie wyczytało w moich myślach plan przesiadki na
turystyka i postanowiło dać mi wyraźnie do zrozumienia, że wcale
nie chce zmieniać obecnego właściciela. Tak czy inaczej
rozważając przytulenie najmniej
szego GS’a nie zakładałam wcale pozbycia się WRki.
Póki co, nawet nie wyobrażam sobie rozstania z kozą, z
którą dopiero w ostatnim czasie zaczęłam się naprawdę
dobrze rozumieć.
W trakcie tego całodniowego
szwendania się tu i ówdzie po
warszawskich zakamarkach, łańcuch WRki zaczął delikatnie
zgrzytać. Pomimo tego, że za dwa dni koza miała trafić na
przegląd do serwisu jakoś nie mogłam znieść tych jęków. Po
całym dniu, słuchania innej niż na co dzień pracy mojego
motocykla, w myślach nieustannie powracało żądanie
„nasmaruj mi łańcuch”. Tylko skąd tutaj w niedzielny
wieczór zdobyć smar?
W takich momentach tak
zwany „telefon do przyjaciela” wydaje się być
niezastąpioną deską ratunku. Po krótkim przeglądzie
kontaktów trafny numer został wybrany i po godzinie 23.30
wylądowałyśmy z kozą na Kabatach. Nieco zmęczona ofiara mojego
wieczornego najścia pojawiła się wkrótce z małą puszką smaru. Nie
czekając ani minuty dłużej przystąpiliśmy do pracy i ku mojej
uciesze wkrótce mogłyśmy udać się z kozą w kierunku domu.
Tego dnia byłam naprawdę cholernie śpiąca i jedynym, czego w
tamtym momencie brakowało mi do szczęścia było moje łóżko.
No to komu w drogę, temu czas… Czy aby jednak na
pewno?
Tuż po włożeniu kluczyka do stacyjki okazało
się, że nie chce się przekręcić. Z przyzwyczajenia zostawiłam
WRkę na trybie blokady kierownicy, a ta za cholerę nie chciała
odpuścić. Złośliwy kluczyk, a właściwie odporna stacyjka,
kurczowo obstawały przy swoim. Ani w tą, ani w tamtą. „No
rzesz kur***” powiedziałam pod nosem „To ja dla
Ciebie jeżdżę po nocy po cholerny smar do łańcucha, a Ty mi się
tak odpłacasz?!”. Po kilkunastu, albo nawet i
kilkudziesięciu próbach opadły mi ręce. Bezsilność to
najgorszy stan, którego wręcz nie cierpię. Skoro groźby i
obelgi nie pomogły nastąpiła seria próśb typu „No
proszę, nie rób mi tego”, aby na końcu moja
frustracja po godzinnej walce sięgnęła zenitu i nieomalże nie
skończyła się kopnięciem kozy w jej wystający zadek. Spoglądając
na nią spode łba poszłam dumnym krokiem niczym żołnierz schodzący
z warty w swoją stronę. Foch i afera na całego!
Żółta maszkara w natarciu
Skoro WRka
odmówiła posłuszeństwa, do akcji wkroczył Giggle,
który od tygodnia był gotowy do odbioru z serwisu. Ucieszyłam się na myśl, że ponownie
spotkam się z długo już nie widzianą żółtą maszkarą. Kiedy
zobaczyłam tę pokrakę złożoną w jedną całość na mojej twarzy
pojawił się szeroki uśmiech. Zapakowałam jej pojemny kufer po
same brzegi i ruszyłyśmy w drogę. Pierwsze kilometry to był istny
hardcore. W dosyć ekspresowym tempie musiałam przestawić
swój tok myślenia i działania na kategorię 50 ccm oraz
10-cio calowe kółeczka. Dziury i wertepy przestały być
naszym sprzymierzeńcem, a wyprzedzanie innych ustąpiło miejsca
podporządkowaniu się pod panujący ruch na drodze. Przez moment
zastanawiałam się „czy ja jeszcze znam ten sprzęt?”.
Kiedy dojechałyśmy pod dom nie mogłam się nadziwić temu, jak z
perspektywy tak krótkiego czasu zmieniło się moje
spojrzenie na jazdę 50-tką… Moje „jednośladowe
dywagacje” szybko jednak poszły w odstawkę za sprawą
bardziej przyziemnych obowiązków i całego stosu
nieodebranych maili wynikających z poniedziałkowych perturbacji
wywołanych protestem kozy.
Solidarność marki?
Po kolejnym dniu spędzonym z Gigglem zaczynałam ponownie
nabierać wprawy w jeździe skuterem. Pomyślałam nawet o
wspólnej wyprawie w miejsca, w które jeszcze nie
tak dawno jeździł
yśmy zawsze razem. Wszystko powoli zaczynało wracać do normy,
kiedy to niespodziewanie także i żółta maszkara
postanowiła zamknąć się w sobie. Kopiąc ją przez pół
godziny pod domem pomyślałam, że to chyba niemożliwe, żeby przez
trzy dni moje dwie Yamahy postanowiły odmówić
współpracy. Zakrawało to wręcz na cholerną solidarność
marki. W myślach starałam się na szybko zdiagnozować powstały
problem (akumulator, świeca), jednak nie ma co się oszukiwać
mechanikiem nie jestem i zapewne nigdy nie będę. Zostawiłam więc
Giggla samopas i ponownie poszłam na fochu w swoją stronę myśląc
na głos „Za jakie grzechy mnie to spotkało?!”
Ps. Tak już na koniec chciałabym bardzo podziękować
skrytemu wielbicielowi mojego bloga za statystyczne obniżanie
oceny wszystkich moich wpisów. To, co dla mnie jest jednak
najważniejsze, to konstruktywna krytyka i Wasze opinie zawarte w
komentarzach. Wszystkim aktywnym inaczej dziękuję zatem tym
bardziej:)
Komentarze : 12
Super :)
az milo sie czyta.
Bezawaryjnosci zycze ;) lewa w gorze ;)
Hejka! mam nadzieję, że już za jakiś czas oboje będziemy cieszyć się z naszych nowych GSów :) Bryknę się za kilka dni do pobliskiego Monachium, do fabryki BMW, żeby przyjżeć się samej produkcji tych nieziemskich maszyn także jak będą fotki to zapewne coś prześlę :) Co natomiast tyczy się "skrytych wielbicieli" to także mam ich kilku :)
Wg mnie nie ma się co martwić takimi zachowaniami malkontentów czy innych maruderów bo już dawno przekonałem się, że świat usłany jest osobami krzyczącymi "nie" żeby tylko krzyczeć i nic po za tym...
Najważniejsze, że to co robimy sprawia nam radość i nastraja do pozytywnego myślenia. Miłego dnia!
Dzięki za miłe słowa aczkolwiek i mi daleko do profesjonalnego "pisarstwa". Tak mi się jednak wydaje, że właśnie po to są blogi. Nikt z nas nie zarabia na pisaniu tutaj i robi to z czystej przyjemności. Idealnie by było gdyby każdorazowo ktoś dokonywał korekty tekstu przed jego publikacją, ale to wydaje się póki co mało realne :) Kiedy piszę dany tekst nie staram się na siłę zmienić jego formy przekazu. Bardzo często jednak, czytając go po raz n-ty, zmieniam, przestawiam i bawię się zdaniami. Czasami bywa, że wpis leży sobie kilka dni na pulpicie w oczekiwaniu na wenę twórczą, której nie sprzyjają z pewnością częste wyjazdy i duża ilość pracy. Nie śpieszę się jednak z publikacjami... Wolę chwilkę dłużej poczekać i być przekonaną, że dana publikacja nie jest puszczona z powodu braku pomysłów na nią na tak zwane "na odwal się". Ciekawa jestem jak będą wyglądały nasze blogi za kilka lat :)
:) O jeździe na motocyklu i samych motocyklach nie za wiele mogę powiedzieć. Za to o warsztacie i poziomie twoich wpisów - uważam, że wypowiadać się mogę :P
Może z racji tego, że swego czasu przerobiłem książek za stado "przeciętnych" Polaków przynajmniej na dwa pokolenia :P Czytam tutaj różne wpisy i nie dziwi mnie wcale, że jesteś w czołówce.
Piszesz interesująco, nie monotematycznie i nie boisz się skoków w bok ;) Przy tym całkiem gramatycznie i zgrabnie (przynajmniej jak dla mnie) budujesz zdania :) - choć polonistą żadnym nie jestem i nie będę...
To moja pisanina jest np. dużo bardziej monotematyczna :P Choć szykuję wpis odmienny ;)
Zmijka, nie prxzejmuj sie trolem, u mnie tez to ma miejsce :) Wszyscy daja 5 a ten codziennie 1x daje 1
"codziennie zadaje sobie trud wertując mojego bloga", nic z tych rzeczy :) niewiele tak ciekawych tekstów można znaleźć na bieżąco w sieci, tym bardziej podziwiam Cię za niemalejący poziom każdego wpisu.
może kiedyś uda mi się choć odrobinę zbliżyć do tego :) pozdrawiam
Michaliński: Na tą chwilę WRka jest już na chodzie, Giggle niestety jeszcze nie trafił do serwisu. Jak to napisał niegdyś Joseph Conrad "Z naprawdę wielkich, posiadamy tylko jednego wroga, czas" i tak też się dzieje w moim przypadku.
Morham: Dziękuję, aczkolwiek tak jak wspomniałam wcześniej do "oceny punktowej" ciężko się odnieść, bo tak właściwie nie ma wymiernego znaczenia. To właśnie Wasze komentarze mają największą wartość. Swoją drogą podziwiam kogoś, kto codziennie zadaje sobie trud wertując mojego bloga :)
lysy1995: Jestem naprawdę bardzo ciekawa jak będzie się spisywał Twój Junak. W ostatnim czasie przewinął się przez ręce naszej redakcji, ale nie ma to jak test długodystansowy, który zapewne jemu zafundujesz.
To wszystko wyjaśnia i moje ciągłe problemy, jak tylko zaczynam myśleć o sprzedaży to coś się dzieje:/
Twój wpis jest potwierdzeniem, że maszyny mają duszę! :P Skumały się i zrobiły Ci na złość! Teraz już wiesz, żeby trzymać się z dala od fabryki Bardzo Małych Wozideł. (aczkolwiek nie mam im osobiście nic przeciw). :) Żywię, iż przeprosisz się z Yamaszkami i będziecie nadal sobie razem brykać! :) Pozdrawiam! M.
hehe :) miałem podobną sytuację... może i to nie jest za ciekawe ale gdy już mój nowy junaczek był zamówiony to moja stara,poczciwa jawencja rzuciła palenie ;) ale teraz sobie spokojnie czeka pod plandeką na odrestaurowanie :) PS. Fajny ten twój blog :)
Archiwum
- kwiecień 2014
- wrzesień 2012
- sierpień 2012
- czerwiec 2012
- kwiecień 2012
- luty 2012
- grudzień 2011
- wrzesień 2011
- lipiec 2011
- kwiecień 2011
- marzec 2011
- luty 2011
- styczeń 2011
- grudzień 2010
- listopad 2010
- październik 2010
- wrzesień 2010
- sierpień 2010
- lipiec 2010
- czerwiec 2010
- maj 2010
- kwiecień 2010
- grudzień 2009
- listopad 2009
- październik 2009
- wrzesień 2009
- sierpień 2009
- lipiec 2009
- czerwiec 2009
- styczeń 2009
- grudzień 2008
- listopad 2008
- październik 2008
- wrzesień 2008
- sierpień 2008
- lipiec 2008
- czerwiec 2008
- maj 2008
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (76)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)