21.08.2008 22:29
Ahoj czeska przygodo!
Kolejne godziny środowego popołudnia spędziłam na odpracowywaniu zaległości po ostatnim, wyjeździe do Sopotu i Kowna. Wciąż trapiło mnie pytanie czy przy tylu obowiązkach powinnam obrać kierunek na Brno. Przerwa na kawę przyniosła jednak rozstrzygnięcie tego dylematu bowiem zadałam sobie jedno, jakże kluczowe pytanie „Co będzie jeśli nie pojadę?”. Nie musiałam nawet przenosić się oczami wyobraźni aby móc sobie na nie odpowiedzieć. Znając życie siedziałabym jak na szpilkach i zajadając nerwowo paczkę chipsów albo batoniki usiłowała skontaktować się z kimś na miejscu aby usłyszeć chociaż krótką relację .... Decyzja zapadła...
Ahoj czeska przygodo!
Jeszcze tego samego popołudnia pojechałam kupić bilety na pociąg aby już o 6 rano wyruszyć z Warszawy. W drodze, dzięki dwugodzinnej drzemce, udało mi się odespać nieco nieprzespaną noc. Po około 7 godzinach podróży zameldowałam się na stacji w Brnie skąd odebrali mnie moi znajomi. Prosto z dworca pojechaliśmy na paddock, gdzie trwały już przygotowania do wolnych treningów. Już po chwili wyruszyłam na rekonesans, aby sprawdzić kto w ten weekend stanie do rywalizacji w poszczególnych klasach. Spacerując tuż przy boksach i namiotach zawodników czuło się jeszcze swobodną atmosferę, jednak wkrótce miało się to zmienić...
Piątek – trening czyni Mistrzem
Przebiegał przede wszystkim pod znakiem wyścigów klasy Rookie. Pozostali zawodnicy, a mowa tutaj o ścigantach z klas Superstock 600, Superstock 1000 oraz Superbike mieli tego dnia jedynie wolne treningi, w trakcie których testowano ustawienia maszyn i dokonywano odpowiednich modyfikacji. Ja zaś wnikliwie przyglądałam się poczynaniom mechaników, którzy w większości wypadków są również zawodnikami. Tak, dobrze czytacie, również zawodnikami! Niestety sponsorów umożliwiających zawodnikom skupienie się wyłącznie na osiąganiu rezultatów jest w Polsce jak na lekarstwo. Czasami po upadku na torze oprócz powrotu do pełni sił zawodnik musi również zadbać o przywrócenie swojej maszyny do stanu używalności. Niejednokrotnie, a właściwie nawet w większości wypadków zawodnicy finansują swoją pasję za własne pieniądze kosztem innych wyrzeczeń. Dlaczego tak się dzieje? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć w kolejnej publikacji, a teraz pozwolę sobie powrócić do Brna.
Sobota – napięcie rośnie
O godzinie szóstej otworzyłam oczy, aby po chwili krzątania się po pokoju znaleźć się na śniadaniu, gdzie czekała na mnie ciepła kawa, mleko z płatkami i kanapki, które niestety nie zrobiły się same. Po napełnieniu brzuchów do pełna wyruszyliśmy na tor, gdzie niebawem miały rozegrać się pierwsze treningi kwalifikacyjne. Siedząc w biurze prasowym i obserwując zmagania Polaków (tak, w biurze prasowym w Brnie można obejrzeć przebieg wyścigu) pisałam jednocześnie krótkie relacje z pola walki, które mogliście przeczytać już na Ścigacz.pl. W czasie przerw spacerowałam zaś po paddocku bacznie obserwując pracę zespołową teamów, rozmawiając z naszymi zawodnikami, tudzież pomagając babom paddockowym gotować (już Wy dobrze wiecie o kim mowa). Na koniec dnia wybraliśmy się wraz ze znajomymi na rekonesans toru. Krótki spacerek po ponad 5 kilometrowej nitce toru i świeże powietrze miały swoje przełożenie na naszą kreatywną twórczość. Nie trzeba było długo czekać aby pojawiły się pierwsze próby zejścia na kolano (niestety bez motocykli), które dobrze dokumentują zdjęcia w galerii z tego weekendu . Głupawka zaawansowana towarzyszyła nam aż do finiszu, gdzie na linii startowej każdy przyjął pozycję do ataku. Wkrótce po naszej torowej eskapadzie i kilku krótkich pogawędkach na paddocku przyszedł czas aby wrócić do hotelu, wszak to właśnie w niedzielę miały rozegrać się wyścigi.
Niedziela, czas na szampana
Już wczesnym rankiem w niedzielę nie mogłam spać. Przewracałam się z boku na bok myśląc o przebiegu nadchodzących już wielkimi krokami wyścigów. Kiedy znalazłam się na torze atmosfera stawała się coraz bardziej napięta. Tego dnia zawodnicy walczyli nie tylko o punkty do klasyfikacji generalnej Mistrzostw Polski, mieli również szansę wywalczyć podium w zawodach z cyklu Alpe Adria Cup. O zaciętej walce i przebiegu wydarzeń w trakcie tego wyścigowego weekendu pisałam dosyć obszernie w relacji dla Ścigacz.pl . Naprawdę ciężko jest przelać na papier towarzyszące mi wtedy emocje, ale zapewniam Was, że większą część wyścigu spędziłam z kurczowo zaciśniętymi kciukami wpatrzona w szklany ekran telewizora. Pomimo, że ostatecznie od usłyszenia Mazurka Dąbrowskiego podzieliły nas zaledwie ułamki sekund, aż czwórce naszych zawodników udało się wskoczyć tego dnia na podium. Kolejno szampana otworzyli Andrzej Chmielewski (3-cie miejsce w klasie Superstock 600), Marek Szkopek (2-gie miejsce w klasie Superstock 1000), Bartek Wiczyński (3-cie miejsce w klasie Superstock 1000) oraz Paweł Szkopek (3-cie miejsce w klasie Superbike). Stojąc tak przed podium na tym czeskim obiekcie pomyślałam sobie o Grand Prix, w którym brakuje mi cholernie polskiego akcentu. Mam jednak nadzieję, że prędzej czy później marzenie to stanie się rzeczywistością, przynajmniej bardzo, bardzo bym chciała tego doczekać jeszcze za mojego żywota .
Na sam koniec zapraszam do obejrzenia klipu z tego szalonego weekendu:
Archiwum
- kwiecień 2014
- wrzesień 2012
- sierpień 2012
- czerwiec 2012
- kwiecień 2012
- luty 2012
- grudzień 2011
- wrzesień 2011
- lipiec 2011
- kwiecień 2011
- marzec 2011
- luty 2011
- styczeń 2011
- grudzień 2010
- listopad 2010
- październik 2010
- wrzesień 2010
- sierpień 2010
- lipiec 2010
- czerwiec 2010
- maj 2010
- kwiecień 2010
- grudzień 2009
- listopad 2009
- październik 2009
- wrzesień 2009
- sierpień 2009
- lipiec 2009
- czerwiec 2009
- styczeń 2009
- grudzień 2008
- listopad 2008
- październik 2008
- wrzesień 2008
- sierpień 2008
- lipiec 2008
- czerwiec 2008
- maj 2008
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (76)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)